Ostatni oddział

https://pixabay.com/pl
Tam niebo nigdy się kończy  
Tam możesz pływać wśród gwiazd  
Tam ścigasz się z wiatrem  
Tam czujesz zapach wolności.  
  
Tam widzisz gniew Boga  
Co ciska pioruny w ciebie jednego  
Samotnego wśród samotnych.  
  
Tam ostatkiem sił   
Szukasz bezpiecznego portu.  
  
Spytasz, dlaczego wciąż wypływam?  
  
Jestem okrętem  
Takie moje przeznaczenie 


   Adam otwierał oczy.  Słońce baraszkowało  po ścianie bawiąc się wśród liści drzew. Przyjemny chłód poranka wdarł się przez uchylone okno. Wiosna.  Wesoły świergot ptaków zupełnie nie pasował do miejsca, w którym przebywał Adam. Obrócił głowę w stronę okna. Sąsiednie łóżko było puste. Pościel idealnie zasłana. "Współlokator jest już spokojny", pomyślał i przymknął oczy.   
Obudziło go delikatne potrząsanie ramienia. Pierwsze, co dostrzegł, to szereg równych, idealnie białych zębów i duże czarne oczy. Klara wyglądała jak anioł. Wiosenne promienie słońca tańczyły w jej hebanowych włosach. 
-I jak się spało panie Adamie? - nie czekała na odpowiedź, - wygląda pan bardzo dobrze. No i pospał pan. Już ósma. 

Adam poczuł, że unosi się w górę. Elektryczny napęd łóżka ustawił go w pozycji półsiedzącej. 
-Śniadanie dla pana. - Nad udami pojawił się mały stoliczek. Kubek z mlekiem, cztery kromki chleba, mała kostka masła, biały ser i odrobina powideł. 
-Kiedy? 
-Co kiedy? Aaaa – Klara spojrzała na łóżko pod oknem. Uśmiech zgasł - Niedługo po północy. Zadzwonił do dyżurki. Kiedy koleżanka przyszła, było już po wszystkim. Zabrali go, ale nic nie pomogli. Organizm nie dał rady.  

Adam nie miał ochoty na jedzenie. Odsunął delikatnie stoliczek. 
-Musi pan jeść. Jest pan silnym człowiekiem. Panu się uda. 

"Panu się uda", słowa szumiały w głowie jeszcze po wyjściu pielęgniarki. Spojrzał na swoje dłonie. Skóra zwiotczała. Ale właściwie, kiedy? Gdy tu trafił, czy już wcześniej. Miał trzydzieści pięć lat. Chyba trochę za wcześnie. Jeśli się uda, to może znów będzie gładka. "Jeśli się uda." Spojrzał na chleb i bez przekonania rwał kawałki. Musiał jeść. Wytrwał tak długo. Nie może się teraz poddać.  

Lekarz  podczas obchodu ograniczył się do "dzień dobry" i wykonania zwykłych czynności pobieżnie określających stan zdrowia. Potem wsunęła się Klara ze stojakiem na kółkach. U szczytu zawieszona była torebka z czerwonym płynem. 
-Dziś mocniejsza dawka. - Klara przez chwilę mocowała się z wenflonem. Po chwili zabójcza substancja wdarła się do organizmu. Adam znów przymknął oczy. 

Słońce nie bawiło się już liśćmi za oknem. Powędrowało dalej. Adam przekręcił głowę. O framugę drzwi opierał się wysoki mężczyzna. Nie miał białego fartucha. Długie jasne włosy rozlewały się na czarnej skórzanej kurtce. Twarz blada, źrenice szare. Smutne.  Adam przymknął powieki. Chemię brał już kilka razy. Nigdy nie miał omamów. Umysł był jasny, choć ciało zmęczone. Postać nie zniknęła. Wargi, jakby pozbawione krwi skrzywiły się w uśmiechu: 
-Witaj Adamie. 
-Nie znam pana. - Adam  poczuł jak powietrze rani wyschnięte gardło. Przełknął ślinę. Mężczyzna podszedł bliżej. Otworzył znajdującą się przy łóżku szafkę. Odkręcił i podał Adamowi butelkę z wodą. Dłoń jak twarz. Biała i gładka jak marmur. Przez skórę nie przebijały się wstążki żył.  

Pił chciwie. Nieznajomy obszedł łóżko i oparł się o parapet. Teraz z oknem w tle wydawał się jeszcze bardziej mroczny. 
-Czy jesteś śmiercią? - Adam wykrztusił z trudem. Głos mu się łamał. Po ludzku bał się. 
-Nie. - postać na odpowiedź kazała czekać kilkanaście sekund. Tak jakby zastanawiał się, co ma powiedzieć. - Nie ma śmierci. 

Adam tracił czucie w kończynach. "To koniec", pomyślał. 
-To kim jesteś? 

Znów chwila ciszy. 
-Różnie na mnie mówią. Ale mów do mnie Archmetyst. 

Nic nie boli. Adam skupił się na umieraniu. Bał się ale był ciekaw, co dalej. Jak to będzie wyglądało. Nieznajomy nie wyglądał na kogoś, kto rzuci się na niego i w mękach pozbawi tchu. Nie widział tunelu z jasnym światłem w oddali. A może zobaczy to już za chwilę? A może to wszystko ponury żart. Chciał zerwać się z łóżka ale ciało odmówiło. Uspokoił się. Zrozumiał, że nie ma sił walczyć.  Wtedy nieznajomy odezwał się.  
-Przyszedłem do ciebie, bo jesteś już gotów. Mam dla ciebie wiadomość.  

Postać zbliżyła się.  Między palcami trzymał pożółkły kawałek papieru. Adam poczuł,  że przestał się bać. Sięgnął po tajemniczą kartkę. Nieznajomy cofnął się i uśmiechnął. Po chwili zniknął za drzwiami. Wzrok Adama spoczął na papierze. Kartka była złożona na pół. Rozłożył. Na środku wypisano dwa wyrazy. Imię i nazwisko. Nie jego. To było imię i nazwisko kobiety. Zamknął oczy. 

*** 
Adam stał na środku mostu. W obu kierunkach podążał tłum ludzi. Przystawali na chwilę. Pozowali do zdjęć. Na twarzach malował się zachwyt. 

Spojrzał na swoje dłonie. Znów były idealnie gładkie. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Proza życia

Posłaniec: Ostateczne rozwiązanie

Wieża snajperów